Arsenal obdarty z marzeń przez Manchester City

8
Kevin De Bruyne. (zdjęcie: ESPN FC, x)

City gościło Kanonierów na Etihad w środowy wieczór w meczu, który może zadecydować o tym, kto zdobędzie tytuł mistrzowski. Zespół Pepa Guardioli pokonali Arsenal 4:1.

Po zremisowaniu trzech ostatnich meczów w żenującym stylu, Arsenal desperacko chciał zakończyć serię bez zwycięstwa przeciwko rywalom bezpośredniej walce o tytuł, ale zamiast tego został upokorzony przez drużynę Pepa Guardioli. Manchester City był zdecydowanie lepszy od Arsenalu i gdyby skuteczniejszy był Erling Haaland, to wynik byłby jeszcze bardziej okazały.

Strzelanie zaczęło się już w 7 minucie, gdy Haaland dostał podanie na połowie boiska, odegrał do Kevina De Bruyne, a ten uderzył niezwykle precyzyjnie z 25 metrów i zaskoczył Aarona Ramsdale’a.

Zobacz jeszcze: Luka Modrić spotyka się z prezydentem Realu Madryt, aby omówić sprawy kontraktowe

Druga bramka padła w doliczonym czasie. Asystował De Bruyne, precyzyjnie dogrywając z rzutu wolnego, a pewną główką popisał się John Stones. Gol początkowo nie był uznany, ale VAR zmienił decyzje sędziego.

Trzecia bramka padła po stracie piłki przez Norwega Martina Odegaarda. Haaland podał do De Bruyne, a ten technicznym strzałem pokonał Ramsdale’a. To kolejny raz, gdy Haaland asystował, a nie strzelał. Dosłownie minutę wcześniej zmarnował stuprocentową szansę.

Haaland w meczu był wyjątkowo nieskuteczny, choć finalnie Norweg i tak dopiął swego i w ostatniej akcji trafił do siatki gości.

Gospodarze przez praktycznie 90 minut grali w jednostajnym, bardzo wysokim tempie, nie pozwalając przeciwnikowi w zasadzie ani na chwilę uwierzyć, że może cokolwiek ugrać.

Arsenal zaskoczył w samej końcówce, gdy do siatki trafił Rob Holding, zdobywając gola honorowego dla Kanonierów.

Przeczytaj także: Trzy kluby Premier League ścigają tego samego prawego skrzydłowego

Pep Guardiola i jego zespół po prostu zniszczyli rywala, który wciąż jest liderem tabeli. Arsenal ma dwa punkty przewagi, natomiast rozegrał o dwa mecze więcej niż „The Citizens”.

Na boisku różnica raziła w oczy. Manchester City spokojnie rozgrywał piłkę, a gdy tylko ją tracił, to ruszał do nieprawdopodobnego pressingu i momentalnie odzyskiwał posiadanie. Kanonierzy grali bezradnie. Z ich dalekich wykopów kompletnie nic nie wynikało. Warto wspomnieć, że tylko dzięki słabszej skuteczności Haalanda wynik jest tak niski. Spokojnie mogło być kilka bramek więcej.