Ci, którzy widzieli ostatnio trening niemieckiego „bramkarza-gafy” Lorisa Kariusa, są w szoku z powodu tego, jak ciężko pracuje, a jednocześnie trochę niezrozumiałe jest, że nie będzie pierwszym bramkarzem w większym klubie niż Schalke 04.
W ostatnich sezonach siedział na ławce rezerwowych Newcastle, ale nie dostał tam realnej szansy.
Incydent, który storpedował karierę Lorisa Kariusa:
26 maja 2018 roku zagrał w finale Ligi Mistrzów dla Liverpoolu przeciwko Realowi Madryt. Real Madryt wygrał finał 3-1, a Karius został obwiniony za dwie bramki z rzędu. Pierwsza padła po tym, jak jego rzut został zablokowany przez Karima Benzemę i odbił się od bramki, a trzeci gol dla Realu padł po długim strzale Garetha Bale'a, który Karius przepuścił przez jego ręce. Później okazało się, że przed utratą bramek doznał wstrząśnienia mózgu po tym, jak został uderzony łokciem w głowę, co spowodowało pogorszenie wzroku i zawroty głowy.
Po opuszczeniu Liverpoolu dwa i pół roku temu, Karius był w Newcastle, zanim tego lata stał się bez klubu. Teraz podpisał kontrakt z Schalke 04, niemieckim klubem klasyków, który obecnie występuje w drugiej lidze. – Zarówno klub, jak i zawodnik mają więc wiele do udowodnienia. W tym sezonie nie będzie awansu, dopóki nie będzie za wysoko.
31-letni Niemiec podpisał kontrakt, który obowiązuje do końca sezonu, z możliwością przedłużenia na kolejny sezon.