Po rozgromieniu Estonii czeka nas mecz o wszystko

14
Polska ogrywa Estonię na Stadionie Narodowym. (zdjęcie: Dariusz Hermiersz, x)

Polska rozgromiła Estonię 5-1 w meczu I rundy baraży o udział w tegorocznych finałach Mistrzostw Europy. Przez całe spotkanie Biało-Czerwoni posiadali miażdżącą przewagę, którą udokumentowali wysokim zwycięstwem.

Polscy gracze od pierwszej minuty ruszyli do ataku spychając do głębokiej defensywy Estończyków. W 3. minucie z prawej części pola strzelał Piotr Zieliński, lecz bramkarz gości sparował piłkę na róg.

Kilka minut później centrostrzał Nicoli Zalewskiego odbił się od poprzeczki. Wyborną okazję miał w 20. minucie Jakub Piotrowski, który zza pola karnego przymierzył w okolice dalszego słupka, lecz minimalnie niecelnie.

Kolejny atak Polski był już skuteczny, Piotrowski zagrał w kierunku Przemysława Frankowskiego, ten wygrał walkę o pozycję i w 22. minucie ze stoickim spokojem pokonał Heina.

CZYTAJ: Legenda Brazylii i Barcelony obchodzi dziś urodziny!

5 minut później przyjezdni przyjęli kolejną niekorzystną decyzję po faulu Paskotsiego na Zalewskim. Zawodnik Estonii zobaczył drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę i od 27. minuty rywale mieli jeszcze trudniejsze zadanie.

Do końca pierwszej połowy wciąż przeważali Biało-Czerwoni, jednak świetnych sytuacji i kolejnego gola nie było.

Piłkarze Michała Probierza w pełni kontrolowali wydarzenia na murawie, choć z pewnością martwi stracona bramka. Tuż po zakończeniu spotkania obszernie na jego temat rozpisały się estońskie media, które doceniły klasę naszej kadry. „Nie udało się dokonać cudu” – przekazała telewizja TV3. Estończycy coraz głośniej piszą o zwolnieniu selekcjonera.

Po przerwie na trafienie kibice długo nie czekali. W 50. minucie Zalewski uwolnił się spod opieki obrońców gości wpadł w pole karne i zacentrował do Zielińskiego, który mierzoną pod poprzeczkę główką podwyższył prowadzenie Polaków.

Podopieczni Michała Probierza nie odpuszczali, nadal zamykając Estończyków w ich własnym polu karnym. Szczęścia w polu karnym oraz uderzeniami z poza niego próbował Robert Lewandowski, jednak jak w transie bronił Hein. Jednak wobec strzału z dystansu Jakuba Piotrowskiego przy lewym słupku był bezradny i w 70. minucie Polska prowadziła już 3-0.

CZYTAJ: Angielskie kluby obserwują 24-letniego skrzydłowego, który w tym sezonie zachwyca formą

W kolejnych minutach worek z bramkami wysypał się całkowicie. W 73. minucie po szarży prawą stroną Nicoli Zalewskiego i płaskim zagraniu w pole bramkowe piłkę do swojej bramki wepchnął Mets. W 77. minucie dwójkowa akcja Sebastiana Szymańskiego i Zalewskiego zakończyła się sprytną finalizacją tego pierwszego i nasza kadra miała już pięć trafień.

Kilkadziesiąt sekund później nastąpiło rozluźnienie w polskiej ekipie, co wykorzystał pozostawiony bez opieki Vetkal i Estończycy mogli legitymować się honorowym golem.

Polacy atakowali spokojnie i konsekwentnie. Zobaczyliśmy naszych zawodników pewnych siebie oraz odważnych.

Ton grze nadawali piłkarze wyposażeni w największe zasoby talentu, czyli Robert Lewandowski, Piotr Zieliński i Nicola Zalewski, ale pierwszego gola strzelił Przemysław Frankowski, czyli najwierniejszy żołnierz Probierza, który wszystkie mecze za jego kadencji zaczynał w pierwszym składzie. Wystarczyło podanie Jakuba Piotrowskiego i nieco sprytu, aby z bliska posłać piłkę do bramki.

To był dobry mecz w wykonaniu polskiej drużyny. By zagrać na niemieckich boiskach Polacy muszą zrobić jeszcze jeden krok i pokonać na wyjeździe Walię. Kolejny mecz rozegramy więc z trudniejszym przeciwnikiem, a stawką będzie być albo nie być na Euro.